czwartek, 5 grudnia 2013

Słodkie placuszki dyniowe




Dziś przepis na placuszki, które początkowo miały być goframi, ale ciasto przyklejało mi się do gofrownicy i musiałam zmienić swoją koncepcję. Podałam je polane syropem z agawy z grillowanym, wędzonym tofu i lekko kwaskowatymi powidłami śliwkowymi, idealnie sprawdzi się również dżem porzeczkowy lub żurawinowy. 

Składniki:
  • 2 kubki mąki
  • łyżka proszku do pieczenia
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • pół łyżeczki cynamonu
  • szczypta sproszkowanych goździków
  • pół łyżeczki imbiru w proszku
  • pół łyżeczki soli
  • 2 łyżki brązowego cukru
  • 1 i 1/2 kubka mleka (użyłam sojowego) wymieszanego z łyżka octu
  • kubek dyniowego puree (czyli upieczonego i zmiksowanego miąższu dyni)
  • 1/2 szklanki wody
  • łyżka oleju
Do podania:
  • powidła śliwkowe (ew. dżem porzeczkowy lub żurawinowy)
  • pół kostki wędzonego tofu (pokrojonego w paski i grilowanego na suchej patelni grillowej z obu stron)
  • syrop z agawy (ew. klonowy lub melasa)
Przygotowanie:
  1. W osobnych miskach wymieszać suche i mokre składniki. Do suchych dodać mokre, dokładnie wymieszać. Smażyć na niewielkiej ilości oleju z obu stron. Podawać z powidłami, syropem z agawy i tofu. Smacznego!
 
Pamiętacie film Stepmom (Mamuśki) z Susan Sarandon i Julią Roberts w rolach głównych? Oglądałam go bardzo dawno temu, okropnie przy tym płacząc i śpiewając powyższą piosenkę. Jeśli czegoś bardzo chcesz 'There ain’t no mountain high enough' !

sobota, 30 listopada 2013

Najlepsze rozgrzewające curry

  






Co do dzisiejszej potrawy powiem tak- zdjęcia nawet w najmniejszym stopniu nie oddają tego smaku, jest przepyszna (bez wahania zaserwowałabym ją w mojej przyszłej restauracji), a w dodatku dość szybka i rozgrzewa od środka.


 na podstawie tego przepisu
Składniki (na około 5 porcji)
  • łyżka oliwy z oliwek 
  • dwie małe czerwone cebule pokrojone w krążki
  • dwie marchewki, obrane i pokrojone w plasterki
  • 4 szklanki gorącej wody
  • 4 małe ziemniaki, obrane i pokrojone w plastry (ok. 2cm)
  • jedno spore (najlepiej kwaśne) jabłko, obrane i starte na tarce o grubych oczkach - może być również gruszka
  • kawałek papryczki chilli
  • 2 łyżki curry w proszku 
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżeczki soli
  • łyżeczka sproszkowanego czosnku
  • pół szklanki mrożonego groszku (nie z puszki!)
  • 1-1,5 szklanki mrożonej fasolki szparagowej
  • sok z cytryny
  • pół łyżeczki czarnuszki i sezamu na każdą porcję (jeśli nie macie czarnuszki naprawdę polecam jej zakup, świetnie podkręca całość)
  • ryż do podania
Na zasmażkę:
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki mąki (może być bezglutenowa)
  • łyżka curry w proszku
  • łyżka ketchupu
  • łyżka sosu sojowego
Przygotowanie:
  1. Na głębokiej patelni lub w garnku rozgrzać łyżkę oliwy, dodać marchew i cebulę, smażyć aż do zrumienienia się cebuli. Wlać wodę, gotować pod przykryciem przez około 10 minut. Dodać przyprawę curry, papryczkę, jabłko, ziemniaki, czosnek, sos sojowy i sól. Gotować pod przykryciem, aż wszystkie warzywa staną się niemalże całkiem miękkie (około 25 minut).
  2. W międzyczasie przygotować zasmażkę. Na niewielkiej patelni rozgrzać oliwę, dodać mąkę, dokładnie wymieszać. Smażyć, aż mąka zbrązowieje. Dodać pozostałe składniki i parę łyżek bulionu z gotujących się warzyw, ponownie wymieszać, wlać powstałą zasmażkę do gotujących się warzyw.
  3. Do warzyw dodać mrożony groszek i fasolkę, gotować przez parę minut aż staną się miękkie. 
  4. Podawać z ryżem, obficie skropione sokiem z cytryny i posypane czarnuszką oraz sezamem.
Ps. Drugiego dnia danie staje się gęstsze (takie, jak na zdjęciach)




Na weekend przyjechała do mnie koleżanka, na okrągło słuchamy francuskiej muzyki

niedziela, 24 listopada 2013

Brukselka w pomidorach


Chyba wszyscy słyszeli już o korzystnych dla zdrowia właściwościach brukselki (jest bogata w żelazo, zawiera też sporo witamin, szczególnie witaminę C, A, B1, B2, B5, oraz kwas foliowy), dlatego nie muszę nikogo przekonywać do spróbowania dzisiejszego dania. Szczególnie, że mamy pełnię sezonu na to niepozorne warzywko, a moja propozycja jest szybka, rozgrzewająca i pyszna (mój pies też się zajada, a już w szczególności uwielbia brukselkę na surowo).

Składniki:
  • łyżka oleju
  • łyżka białych ziaren gorczycy
  • łyżeczka ostrej papryki
  • pół łyżeczki kurkumy
  • łyżeczka sproszkowanego czosnku
  • mała cebula pokrojona w kostkę 
  • mała papryczka chilli pokrojona w krążki
  • puszka pomidorów wraz z sokiem 
  • łyżka sosu sojowego
  • sól do smaku
  • 400 g brukselki
  • 1/3-1/2 szklanki wody
  • łyżeczka cukru/syropu z agawy
  • sok z cytryny
  • opcjonalnie: jeden mały, świeży, pokrojony w kostkę i obrany ze skóry pomidor dodany przed podaniem
Przygotowanie:
  1. Brukselkę obrać z przywiędłych zewnętrznych liści, odciąć końcówki i pokroić na ćwiartki lub połówki. 
  2. W dużym garnku lub na głębokiej patelni rozgrzać olej, podprażyć ziarna gorczycy, gdy zaczną strzelać dodać wszystkie pozostałe przyprawy oraz cebulę i papryczkę chilli, smażyć, aż do czasu gdy cebula się zeszkli. Dodać pokrojone w kostkę pomidory wraz z sokiem, doprawić do smaku solą i sosem sojowym. Wymieszać z brukselką zalać wodą i posłodzić, gotować pod przykryciem, aż brukselka zmięknie (około 30 minut).
  3. Gotowe danie skropić sokiem z cytryny i podawać z ryżem, pieczywem, dowolną kaszą, makaronem, lub bez żadnych dodatków.
 
 A w moich głośnikach ostatnio same kojące duszę i ciało dźwięki

sobota, 16 listopada 2013

Kokosanki w polewie kakaowej



Mnóstwo różnych ważnych i mniej ważnych spraw mnie ostatnio zajmuje, dlatego nie miałam zbyt wiele czasu na dodanie nowego posta, ale to nie znaczy, że w tym czasie nie gotowałam oj nie, całkiem spora kolekcja przepisów czeka na swoją kolej w publikacji.
Myślę, że sęk w tym, by czerpać radość z drobiazgów, uczę się tego i ostatnio całkiem nieźle mi wychodzi, szczególnie, że mam szczęście do przemiłych, przypadkowych spotkań i rozmów- pozdrawiam pana, którego pasją jest stawianie zapałek na tarczy od zegarka. Dziś będą kokosanki ze zweganizowanego przepisu mojej mamy- przesłodkie, tuczące i pyszne, takie, jakie zapamiętałam z dzieciństwa.

Składniki na ciasto:
  • 1/2 kos, czyli około 130g margaryny roślinnej (polecam Alsan)
  • 4 łyżki sztucznego miodu
  • 3 szklanki mąki
  • 1 (może być niepełna) szklanka cukru pudru
  • łyżeczka proszku do pieczenia 
  • pół łyżeczki sody
  • 2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
  • 1/4 szklanki + 4 łyżki ciepłej wody
Składniki na polewę:
  • 4 łyżki oleju kokosowego lub margaryny roślinnej
  • 1/3 szklanki kakao (ja użyłam bardzo mocnego,naturalnego kakao niemieckiej marki, być może będziecie musieli dodać nieco więcej)
  • 1/3-1/4 szklanki cukru pudru
  • około 5 łyżek mleka roślinnego
  • wiórki kokosowe do obtoczenia
Przygotowanie:
  1. Wymieszać ze sobą wszystkie suche składniki (poza siemieniem) dodać do nich roztopioną margarynę, miód, wodę i siemię (wcześniej zmieszane z 4 łyżkami wody), wszystko razem zmiksować (ciasto ma być bardzo gęste, ale plastyczne). Przełożyć do formy wyłożonej papierem, piec przez około 40 minut w piekarniku nagrzanym do 160 stopni C. Gdy wystygnie pokroić w niewielkie kwadraty.
  2. W małym rondelku rozpuścić olej kokosowy, dodać przesiane kakao, cukier puder i mleko. Całość dokładnie wymieszać. Kawałki ciasta zanurzać w polewie, oprószyć wiórkami kokosowymi.
  3. Odstawić na 20 minut by polewa zastygła. Najlepiej smakują na 2-3 dzień.
 
Uwielbiam tego faceta!

piątek, 1 listopada 2013

Makaron w sosie jogurtowym z sałatką z avocado- szybko i treściwie


Chciałabym świata z inną hierarchią wartości, w którym żadna istota pozaludzka nie musiałaby cierpieć z winy, egoizmu i braku empatii ludzi, świata mądrzejszego, wolniejszego, nie pozbawionego refleksji, bliższego naturze.. myślicie, że to utopia? 'Ludzi coraz więcej,a człowieka coraz mniej' jak to mawiał Stachura.
Moja siostra wysłała mi niedawno link do strony z 50 pytaniami, które 'uwolnią Twój umysł' postanowiłam się nim z Wami podzielić, zmuszają do refleksji i może nawet motywują do zmian, których zdecydowanie potrzebuję, szczególnie po ostatnich wydarzeniach.
Dziś przepis na makaron w sosie jogurtowym, który jest moją interpretacją przepisu Jamesa (o którym wspominałam przy okazji posta z angielską kolacją). Szybko, prosto, syto i pysznie.

Składniki na makaron:
  • 1/2 szklanki mleka roślinnego niesłodzonego (do tego przepisu polecam sojowe)
  • 1 łyżka octu jabłkowego, albo nawet ciut więcej
  • 1/4 oleju (ja użyłam rzepakowego)
  • 2-3 łyżki płatków drożdżowych
  • odrobina soku z cytryny
  • łyżeczka czosnku granulowanego 
  • łyżeczka płatków chilli
  • sól i pieprz
  • pół zielonej papryki i parę świeżych pieczarek (choć właściwie i bez nich makaron jest pyszny)
  • szpinakowy makaron tagliatelle 
Składniki na sałatkę:
  • pół małego, dojrzałego avocado
  • świeże liście szpinaku
  • parę rzodkiewek
  • ocet balsamiczny 
  • odrobina syropu z agawy
  • sól i pieprz
 Przygotowanie:
  1. Mleko i ocet wlać do blendera kielichowego, miksować przez minutę, następnie powoli wlać olej miksować przez kolejne 2 minuty. Powstały sos zmieszać ze wszystkimi przyprawami schłodzić przez około 20 minut w lodówce. W tym czasie ugotować makaron, wymieszać go z sosem i z pokrojoną w kostkę papryką oraz surowymi, pokrojonymi w plasterki pieczarkami. Skropić odrobiną soku z cytryny.
  2. Na półmisku wyłożyć umyte liście szpinaku, na to ułożyć pokrojoną w plasterki rzodkiewkę i obrane, pokrojone avocado. Skropić octem balsamicznym wymieszanym z syropem z agawy, doprawić solą i pieprzem. 
  3. Jeść razem ;>
Uwielbiam polskie zespoły i duety, potrafimy tworzyć naprawdę dobrą muzykę, tylko najczęściej trzeba sięgnąć nieco głębiej, żeby ją odkryć. A w sobotę byłam na koncercie Mikromusic i polecam przeogromnie, oj tak!

niedziela, 20 października 2013

Karkonosze i tofucznica idealna


 Dziś podam przepis na idealną tofucznicę, czyli innymi słowy jajecznicę z tofu, i wrzucę garść zdjęć z wypadu w góry.

Składniki (dla jednej głodnej osoby):
  • pół kostki (czyli około 140 gram) tofu
  • dwie garści pestek (ja najczęściej używam pestek słonecznika, może być również dynia, płatki migdałów, lub inne posiekane orzechy)
  • pół cebuli
  • 5 pieczarek
  • dwie garści szpinaku (ew. roszponki, rukoli, szczypioru, cukinii..)
  • jeden mały pomidor
  • pół łyżki suszonego lubczyku
  • pół łyżeczki kurkumy
  • pół łyżeczki sproszkowanego czosnku
  • sól jajeczna (czarna, inaczej kal namak) i pieprz do smaku 
  • olej do smażenia
  • ew. garść suszonej żurawiny lub rodzynek
Przygotowanie:
  1. Na oleju podsmażyć pestki i drobno posiekaną cebulę, gdy składniki się zarumienią dodać pokrojone w plasterki pieczarki. Smażyć wszystko razem, następie dodać porwane liście szpinaku i  pokrojonego w kostkę pomidora. Nie zdejmując patelni z ognia wrzucić pokruszone tofu i wszystkie przyprawy, smażyć aż do podgrzania się tofu. Ja najczęściej jem z ulubionym pieczywem i kubkiem kawy zbożowej, smacznego.


  
Człowiekiem gór nie jest ten, który umie i lubi chodzić po górach, ale ten, który górami potrafi żyć w dolinach.

A to mój psiak na szlaku

czwartek, 10 października 2013

Angielska kolacja: sos cebulowy, purée ziemniaczane z groszkiem i wegańska kiełbaska



Miałam dziś (środa) opublikować post na blogu, jednak najprawdopodobniej mi się to nie uda, ponieważ wyłączono mi prąd. Na mojej ulicy od miesiąca trwa remont i podejrzewam, że  to właśnie on jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Myślę sobie teraz o tych wszystkich przeczytanych przy bladym  świetle świecy książkach, o wieczornych rozmowach w ciemności moich prababek i pradziadków, o niezręcznej i głuchej ciszy w domach, w których całodobowo gra telewizor, o dzieciach, które nie znają świata bez sprzętów elektronicznych, nie chodzą na grzyby do lasu, nie robią naszyjników z jarzębiny, ani ludków z kasztanów i o własnym dzieciństwie. Czuję się teraz trochę jak ślepiec, któremu wyostrzają się wszystkie pozostałe zmysły. Koleżanka opowiedziała mi dziś o ciekawej zbieżności, gdy tylko na jej ulicy wyłączają prąd większość sąsiadów wychodzi ze swoich mieszkań (do sklepu, na spacer, byle gdzie), czyżby nie mogli wytrzymać ze swoimi bliskimi? a może to ich własne myśli nie pozwalają im pozostać w zamknięciu czterech ścian? 
W sobotę ruszam w góry- nareszcie!
Stwierdzenie, że w górach człowiek jest wolny, jest trochę oklepane, pompatyczne, ale prawdziwe. Właściwie należałoby powiedzieć, że czuje się wolny. Bo jakby spojrzeć na to z zewnątrz, to nadal istnieją problemy, nierozwiązane sprawy. Ale wszystkie zostały daleko w kraju. Idę i patrzę na przysłonięte chmurami góry. Wiatr chwilowo ucichł i upał daje się we znaki. Nawet ptaki umilkły, niedługo słońce będzie w zenicie. Przede mną strome podejście. Nogi pracują rytmicznie. I czuję wtedy tę siłę, która mnie przepełnia. Całym sobą przeżywam to, co dzieje się dookoła. Toną w zapomnieniu problemy, pieniądze, tęsknoty i nadzieje. Jestem w górach, w miejscu, do którego należę. I jak to inaczej nazwać? Czuję się wolny i tyle. — Dziennik Piotra Morawskiego, 28 marca, 2006r.
Dziś przepis na cudownie aromatyczny, wykwintny sos cebulowy, który dostałam od przesympatycznego Jamesa z Bristolu (chłopaka mojej siostry), a do niego purée ziemniaczane z zielonym groszkiem i bazylią oraz wegańska kiełbaska- oto kolacja idealna!
Best wishes and thank you for your recipe James! ;)
Składniki na sos:
  • jedna duża lub dwie mniejsze czerwone cebule
  • odrobina oleju
  • mniej więcej jeden spory kieliszek dobrego czerwonego wina
  • łyżka Marmite lub kremu/octu balsamicznego
  • dwa ząbki czosnku
  • płatki chilli do smaku
  • czarny pieprz do smaku
  • szklanka bulionu warzywnego
  • około 1 łyżka mąki pszennej + nieco gorącej wody
  • pięć średniej wielkości pieczarek
  • pięć pomidorków koktajlowych
Składniki na purée:
  • około kilogram ziemniaków
  • 1-1,5 szklanki mrożonego lub świeżego groszku (nie z puszki!)
  • 2 łyżki wegańskiej margaryny (lub oleju)
  • 2 łyżki płatków drożdżowych (opcjonalnie)
  • pół łyżeczki  gałki muszkatołowej
  • sól i pieprz do smaku
  • 5 łyżek mleka roślinnego (lub więcej jeśli lubicie idealnie gładkie purée)
  • paręnaście listków świeżej bazylii
Dodatkowo:
  • wegańskie kiełbaski (ja użyłam białych z firmy polsoja)
  •  lampka wina
Przygotowanie sosu:
  1. Cebulę pokroić na duże kawałki, podsmażyć (na głębokiej patelni)  na niewielkiej ilości oleju. Następnie wlać taką ilość wina by zakryło cebulę, dusić przez parę minut na małym ogniu. Dodać marmite lub krem/ocet balsamiczny, płatki chilli, posiekane ząbki czosnku, oraz świeżo zmielony czarny pieprz, wymieszać. 
  2. Wlać bulion, dodać więcej wina i około łyżkę (tyle, by uzyskać pożądaną konsystencję) mąki zmieszanej z wodą. Dusić na wolnym ogniu przez 20-30 minut. 
  3. Pieczarki pokroić w ćwiartki, a pomidorki na pół, dorzucić do sosu i dusić razem przez około 10 minut (tyle, by pieczarki były ugotowane, ale nadal jędrne). 
 Przygotowanie purée:
  1. Ziemniaki i groszek ugotować osobno w osolonej wodzie. Wszystkie składniki (prócz bazylii) rozgnieść praską, dodać posiekaną bazylię, wszystko dokładnie wymieszać.
*Podawać z usmażoną kiełbaską i lampką wina.



 Piosenka, jak się ostatnio dowiedziałam, uznawana jest za hymn ateistów. Za ateistkę co prawda się nie uważam, lecz do utożsamiania się z jakąkolwiek religią również mi daleko. Poza tym utwór (jak i cała płyta) jest świetny, a jeszcze wspanialszy wykonywany na żywo, polecam wybrać się na koncert Pani Marii i przekonać się o tym na własnej skórze.

niedziela, 29 września 2013

Dyniowy Flapjack, czyli angielskie ciasto owsiane z dynią i bakaliami



Spaceruję po dywanie z mchu, wdycham jesienne powietrze, karmię gołębie i przygotowuję smakołyki z sezonowych roślin- oto co u mnie. Jesień powoli staje się moją ulubioną porą roku, choć właściwie wszystkie cztery są pełne uroków. Czytam również słowa mądrych ludzi, całkiem sporo słów, składających się w opowiadania, a opowiadania w książki.
Najtrudniej jest przeżyć następne pięć minut. Życie - to jest następne pięć minut. A jednak robimy wszystko, żeby o tym nie myśleć. Plany, nadzieje, lęki - dotyczą przyszłych tygodni, miesięcy, lat, a nawet dziesięcioleci. W nich wyłącznie żyjemy, czyli nie żyjemy, ale wyobrażamy sobie życie. Ze strachu przed następnymi pięcioma minutami? Czy z nudów? Bo następne pięć minut prawie zawsze jest bardzo nieefektowne. Najczęściej trzeba coś przełożyć z miejsca na miejsce, a potem z powrotem na to samo miejsce, wstać, usiąść, zareagować. A jednak nie ma innego życia, tylko najbliższe pięć minut. Reszta to wyobraźnia. (Chyba że wyobraźnia jest życiem. W takim razie odwołuję wszystko). Taka jest prawda. ” - Te słowa są autorstwa Sławomira Mrożka. 
Dziś przepis na wynik moich wczorajszych eksperymentów, a mianowicie dyniowy flapjack, (przyznam, że o wiele lepsze od tego, który jadłam w Anglii) smak do którego z pewnością jeszcze nie raz powrócę.

Składniki (z tej porcji wychodzi mniej więcej 8 kawałków, radzę podwoić ;))
  • 50 g suszonych bananów 
  • 3 łyżki syropu z agawy (klonowego/sztucznego miodu)
  • 3-4 łyżki delikatnego w smaku oleju (ja użyłam rzepakowego)
  • pół łyżeczki cynamonu
  • pół łyżeczki sproszkowanego imbiru (lub kawałek świeżego startego)
  • 70 g drobnych płatków owsianych
  • 25 g płatków kokosowych
  • 100 g surowej dyni
  • ew. skórka z połowy sparzonej cytryny
  • duża garść migdałów
  • szczypta soli
Przygotowanie:
  1. Banany pokroić w małe kawałeczki.
  2. Migdały zmielić w młynku do kawy lub blenderze. Dynię obrać ze skóry, pokroić na mniejsze kawałki i również zblendować.
  3. W jednej misce wymieszać ze sobą wszystkie suche składniki, w drugiej olej i syrop z agawy. Mokre przelać do suchych, wymieszać łyżką lub rękoma. Powstałą masę przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, uformować z niej niezbyt gruby kwadratowy placek, dociskając do blachy.
  4. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, piec przez około 30-40 minut (aż do zarumienienia wierzchu). Kroić dopiero po całkowitym wystudzeniu, w przeciwnym wypadku może się nieco kruszyć. Zajadać popijając herbatką (np. lipową)


niedziela, 22 września 2013

Relacja z Bristolu cz. II

Czas na kolejną dawkę zdjęć z mojego pobytu w Bristolu (pierwszą część relacji możecie zobaczyć tutaj), więc bez zbędnego wstępu zapraszam do oglądania i komentowania.

To ja sącząca piwo imbirowe, w niemalże w pełni wegańskim (do kawy na życzenie klienta podawane jest organiczne, krowie mleko) lokalu o nazwie Cafe Kino. Było to chyba najczęściej odwiedzane przez nas miejsce podczas tych kilkunastu dni. Jedzenie było pyszne i inspirujące (już niedługo rozpocznę swoje eksperymenty z domową farinatą i flapjack'ami)

Dwa przepyszne, soczyste wege burgery z Cafe Kino. Po lewej w towarzystwie surówki z czerwonej kapusty i marchewki w majonezowym sosie, oraz frytek z batatów, a po prawej z sałatą z suszonymi pomidorkami i z pieczonymi ziemniakami.
Okropnie słodki flapjack i ciasto migdałowo-pomarańczowe przełożone kremem. Nie wiem czy wiecie, że na terenie całej Wielkiej Brytanii obowiązuje prawo zapewnienia klientom darmowej wody pitnej, warto zapamiętać ten fakt i w razie potrzeby ubiegać się o swoją należność ;)

Po lewej zestaw trzech sałatek i kawałek paprykowej farinaty, a po prawej farinata solo z ziemniakami i smażoną cebulą.

Pewnego słonecznego i upalnego dnia (wyczytałam, że Bristol jest jednym z najcieplejszych miast Wielkiej Brytanii) wybrałam się z siostrą do najstarszego bristolskiego parku- Brandon Hill, mnóstwo ludzi wygrzewało się na trawie, urządzało pikniki i bawiło się ze swoimi psami. Przyznam, że w moim miejskim parku taki widok jest niespotykany, a szkoda..

Widok na park z wieży
Panorama miasta

A tutaj mały przedstawiciel (a może przedstawicielka?) fauny ze swoją zdobyczą, napotkany w parku
Treściwe angielskie śniadanie przygotowane przez moją siostrę. Bagietki posmarowane wegańskim serkiem i hummusem, fasolka w sosie pomidorowym, kiełbaski Stelli McCartney, pomidorki koktajlowe i smażona cebula z pieczarkami.
Niemalże równie często jak mewy, na bristolskim niebie pojawiały się balony. Co roku w Bristolu odbywa się jeden z największych międzynarodowych festiwali balonów na ogrzane powietrze.
Absolutnie przepyszne dania z azjatyckiej restauracji Tampopo. Gorąco polecam, tym bardziej, że mają całkiem sporo wegańskich pozycji
SS Great Britain to jedno z najfajniejszych muzeów, jakie do tej pory udało mi się odwiedzić. Jest to właściwie statek muzealny, w którym każdy szczegół jest doskonale odwzorowany [od charakterystycznych zapachów w poszczególnych pomieszczeniach (np. formaliny w kabinie lekarzy pokładowych lub łajna w pomieszczeniu ze zwierzętami)po muzykę w sali balowej, a na atrapach potraw skończywszy], dzięki czemu można odnieść wrażenie jakby się było uczestnikiem jednego z dziewiętnastowiecznych rejsów.


Atrapy o których wspominałam i wnętrze muzealnej kuchni pokładowej


Jedno z aut w stylu retro, których wiele jeździło po bristolskich ulicach, wzbudzając mój niekłamany zachwyt
Moja siostra, ja i pięknie ukwiecony skwer (zdjęcie wykonane polaroidem)

W jedną z niedziel chłopak mojej siostry zabrał nas na całodniową wycieczkę za miasto, nie wdając się za bardzo w szczegóły powiem tylko, że był to bardzo udany wypad, a na zdjęciu szyld zapraszający do fabryki cydru

Ruiny

Ja na triangulation point

Clifton Suspension Bridge, czyli most wiszący nad rzeką Avon, jak podaje Wikipedia: Z tego mostu po raz pierwszy na świecie skakano na bungee. Most znany jest z licznych samobójstw. Między rokiem 1974 a 1993 skoczyło z niego 127 osób.

The End

sobota, 7 września 2013

Sos z surowych pomidorów z szałwią



Mam ochotę wyjechać w góry lub zaszyć się w dziupli Frankie'go Furbo (kto jest takim fanem twórczości Williama Whartona jak ja, ten wie o czym mówię), wcale nie czuję jakby minął dopiero tydzień od rozpoczęcia roku szkolnego. Nic się nie zmieniło, te same rozczarowania, Ci sami ludzie i ta sama sztuczność, Ja nie chcę taka być. Powtarzam sobie jak mantrę 'jeszcze tylko 9 miesięcy', co nie oznacza oczywiście, że w tym czasie zamierzam czekać i wegetować o nie, nie. Zbyt wielu takich wiecznie czekających poznałam w swoim życiu, by powielać ich błędy. "(...) Cze­kaliśmy i cze­kaliśmy. Wszys­cy. Czy ten łapi­duch nie wie, że od cze­kania ludziom od­bi­ja szaj­ba? Ludzie cze­kają przez całe życie. Cze­kają na lep­sze cza­sy, cze­kają na śmierć. Cze­kają w ko­lej­ce, żeby ku­pić pa­pier toale­towy. Cze­kają w ko­lej­ce po pieniądze. A jak nie mają szma­lu, to cze­kają w jeszcze dłuższych ko­lej­kach po za­siłek. Człowiek cze­ka, żeby położyć się spać, i cze­ka, żeby się obudzić. Cze­ka, żeby się ożenić, i cze­ka, żeby się roz­wieść. Cze­ka na deszcz, cze­ka, aż przes­ta­nie pa­dać. Cze­ka na po­siłek, a kiedy go zje, cze­ka na następny. Cze­ka w pocze­kal­ni u psychiat­ry ra­zem z bandą po­myleńców i sam nie wie, czy jest jed­nym z nich". Nie pozwólcie by Wasze życie było wiecznym czekaniem.
Korzystając z sezonu na pomidory zmajstrowałam taki oto sos, zachęcam do własnych eksperymentów, sosy z surowych pomidorów są wprost obłędne!

Składniki:
  • 2 duże, dojrzałe i jędrne pomidory bez skóry
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 liście szałwii
  • gałązka rozmarynu
  • garść suszonych pomidorów (moje były piekielnie słone, więc nie dodawałam już soli)
  • 3 daktyle (lub łyżeczka substancji słodzącej; cukru, syropu z agawy etc..)
  • łyżka oliwy z oliwek
  • ok. 2 garści płatków migdałowych
  • szczypta cynamonu
  • czarny pieprz do smaku 
  • ulubiony makaron
  • liście szałwii i wegański parmezan (lub chociaż podprażone płatki migdałów) do posypania
Przygotowanie:
  1. Wszystkie składniki umieścić w blenderze, miksować przez około 30 sekund. Podawać z makaronem, porwanymi listkami szałwii i wegańskim parmezanem. Smacznego!




piątek, 30 sierpnia 2013

Relacja z Bristolu cz. I

Bristol to jak do tej pory najodleglejsze miejsce, w którym byłam. Pierwsze podróże mają sporo pozytywnych, ale również negatywnych stron. Przeżyłam wiele 'pierwszych razów' podczas tych wakacji, a jednym z najwspanialszych był bez wątpienia  lot samolotem, podobało mi się tak bardzo, że po wylądowaniu zaczęłam zastanawiać się nad karierą stewardessy ;) Codziennie obserwować jak wszystko staje się coraz mniejsze i mniejsze (problemy również?), patrzyć na plamy zieleni, niebieskości i przeróżnych odcieni żółci, obserwować chmury z góry..
Bristol to ciekawe miasto, pełne pysznego jedzenia (o którym za chwilę), pięknych, kolorowych, oryginalnych, pomysłowych ludzi z licznymi pasjami, z policją na dostojnych, wysokich koniach, z drzwiami chyba we wszystkich możliwych kolorach, ze skrzeczącymi mewami, lalkami z głową dziecka i tułowiem lisa w witrynach sklepowych (niestety nie sfotografowałam tego dziwa), pełne rowerów, kabrioletów, klimatycznych angielskich barów, dających do myślenia graffiti, zielonych wzgórz, starych parków, a jednak wydaje mi się, że nie poczułabym się tam nigdy jak w domu.. może wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma? A może po prostu wszystko (a na pewno wiele) zależy od naszego nastawienia.. Ale miało być o jedzeniu, więc niech przemówią zdjęcia!

Indyjska uczta z lemoniadą i moją siostrą w tle, jak się pewnie domyślacie nie miałyśmy najmniejszego problemu ze znalezieniem wegańskiej opcji nawet w całkiem "mięsnych" knajpach, a nawet jeśli takowej znaleźć nie mogłyśmy bez problemu przygotowywano dla nas coś spoza karty. 

 Zdjęcie wnętrza knajpki, a nazywa się ona Thali Cafe, szczerze polecam

Wspomniane już przeze mnie wcześniej kolorowe drzwi, aż nabrałam ochoty na przemalowanie moich! Niestety mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, więc muszę trochę poczekać z wcieleniem tego pomysłu w życie

Absolutnie przepyszny wegański serek do smarowania kupiony w jednym z brytyjskich Tesco, z obawy na ograniczenia bagażowe nie zabrałam ze sobą zapasów tego przysmaku, ale siostra już szykuje dla mnie paczkę, w której na pewno się znajdzie
Wszechobecne mewy, które szybko uciekały, gdy tylko sięgałam po aparat, spryciule!
Tak często wyglądało moje śniadanie w Anglii, paskudny, chemiczny chleb opieczony w tosterze (coby stał się bardziej zjadliwy) z różnymi pysznymi i mniej pysznymi dodatkami
"Which is the right way?" Oto jest pytanie. Zdarzyło mi się raz zgubić w Bristolu, po prostu poszłam za daleko w górę, a musicie wiedzieć, że po tym mieście głównie chodzi się pod górę, lub z tej góry schodzi, na szczęście dość łatwo odnalazłam właściwą ścieżkę
Pizza na super cienkim cieście, ponoć w Anglii ciężko o dobrą pizzę, ta była całkiem przyzwoita, szkoda tylko, że po 5 minutach znów byłyśmy głodne, ale nic straconego bo..
.. po chwili załapałyśmy się na uliczną degustację falafeli, najlepszych jakie do tej pory jadłam
Po lewej moje pierwsze w życiu sushi i warzywna samosa z Waitrose, marzę o sieci takich sklepów w Polsce, można było tam znaleźć dosłownie wszystko, jarmuż (och chipsy jarmużowe!) zestawy pokrojonych i poobieranych, gotowych do spożycia warzyw i owoców, sałatki, mleka i śmietanki roślinne, tacki pełne warzyw gotowych do położenia na grillu itd.. A po prawej raw batoniki, bardziej smakowała mi wersja z pomarańczą niż z rabarbarem
Chrupkie i rumiane na zewnątrz, miękkie w środku.. frytki idealne, jedzone niespiesznie w jednym z bristolskich barów
Ja na tle obrazu w bristolskim muzeum. Wstęp był darmowy, więc grzechem byłoby nie skorzystać, niestety tego dnia wiele wystaw było zamkniętych, a wypchane zwierzęta w witrynach (z mojego punktu widzenia) również nie przemawiały na jego korzyść.
Łódka zacumowana przy promenadzie, zamieszkiwana na co dzień (przynajmniej w sezonie letnim)  przez (jak mniemam) swoich właścicieli. Marzy mi się zamieszkanie na takiej, lub podobnej choćby na miesiąc
Jogurt alpro z płatkami owsianymi, moim faworytem był wiśniowy, ale ten też niczego sobie. Bardzo mocno wierzę w to, że wkrótce i w Polsce nie będzie problemu ze znalezieniem tego typu produktów, jest coraz lepiej, w moim małym mieście powstał eko, pro wege (jak zwał tak zwał) sklep, od paru miesięcy zauważam, że  na sklepowych półkach pojawia się coraz więcej mlek roślinnych, a i popyt się zwiększa. Więcej wegan/wegetarian mniej okrucieństwa wobec zwierząt, go vegan!
A na koniec garść graffiti:









Ciąg dalszy nastąpi.